Co by się stało, gdybyś obudził się pewnego dnia obok agenta CIA, zamiast swojego partnera? Co by było, gdy by w samym środku burzy zbrodni pojawiła się twoja druga połówka? Czy bardzo będziesz miał przekichane? Zwłaszcza, że przy sposobności wyjdą wszystkie twoje lewe zagrywki i ściemy... Kim ty tak naprawdę jesteś? Odpowiedź nie nadchodzi, bo zostałeś wcześniej dobrze trafiony. Krew pulsuje ci w skroniach, a pytanie "czy kochasz" nasuwa się samo na usta. Czy miłość jest ponad kłamstwa? To się okaże.

ROZDZIAŁ 2

Autor: Bunko / 3 komentarze / Edit post
Natalie czuła pod dotykiem swojej siostry mocne drżenie, sama Miriam odczytała bojaźń i niepokój z oczu przyjaciółki… Nawet by nie pomyślała, że tak widzą się po raz ostatni.
-Nie bój się. Wszystko w porządku. Wszystko się wyjaśni, zobaczysz i znów będziemy szczęśliwi. – szepnęła jej do ucha, przelotnie całując ją w policzek.

Sama chciałaby uwierzyć w sens swoich słów.

Mieszkanie było jakieś obce, gdy mężczyzna przepuścił ją w jego drzwiach. Niby te same pomieszczenia, co przedtem, jednak coś wisiało w powietrzu. Trucizna? To był zapach kłamstw. Całe obłoki kłamstw… Unosiły się ponad ziemię, jak obłoki kurzu.

Marcus, nie zapalając światła w przedpokoju, usadowił się na fotelu w salonie. Podparłszy bezradnie głowę, zaczął intensywnie myśleć.

Poznała to po jego naciągniętej twarzy, którą całą duszą chciał zakryć, schować, zamaskować – nigdy nie kłócili się przy zapalonym świetle. W końcu po co zapamiętywać wyraz twarzy swojej ukochanej osoby, gdy ta pluje jadem, żółcią? W ciemności, ogarniętej ciszą lepiej rozmyśla się nad swoją sytuacją, a niepotrzebne światło nie razi w oczy. Ważne, by wiedzieć kiedy na nowo wpuścić do pokoju jasność.

Kobieta dwudziestotrzyletnia oczami wyobraźni zobaczyła obraz, na którym, to ona siedziała na masywnym fotelu, na jej twarz padały lekkie strugi światła, rzucone z nocnej lampki. Co dodawało jej obliczu surowości, chłodu. 

Siedziała z największą gracją damy z dworu; z nogą na nodze, które czarne obcasy z czerwoną podeszwą jej zdobiły. 

Trzymając w dłoni przedłużonego przez lufkę papierosa, strzepnęła popiół do popielniczki. 

Jej oczy były jak martwe, ale jednocześnie zalewały pięknem, za każdym spojrzeniem, schowanym za czarnymi, zakręconymi rzęsami.

Była to postura kobiety, ustawionej na kruchym lodzie przez swojego mężczyznę, który pobłądził. Jednakże sytuacja była zupełnie odwrotna. To on znajdował się na kruchym lodzie. To on, pragnął przerodzić się w swój cień, zamienić w nicość, by niedosięgło go jej srogie spojrzenie.

Miriam Russell patrzyła na ten obrazek chciwym okiem. Sama określała się zupełnie przeciwnymi cechami, daleko jej było do takowego stoickiego spokoju, pokoju ducha, zaniechania uczuć (i palenia papierosów bez kaszlenia…).

Dobrze, czas wziąć sprawę w swoje ręce – pomyślała, podchodząc i robiąc „pstryk” niedaleko mężczyzny.

Smuga światła zadziałała na niego natychmiastowo. Wyswobodził głowę z ucisku dłoń i przebiegł oczami po rysach jej ciała. Patrzył, wbijał swój oliwkowozielony wzrok. Nie potrafiła obronić się przed tym. Wbijał się coraz głębiej, wiercił jej dziurę w żołądku spojrzeniem, nasyconym boleścią duszy. 
-Nie patrz tak na mnie. – odparowała nagle. Marco w okamgnieniu spuścił wzrok.

Przez co Miriam poczuła się zignorowana, a nie o to jej chodziło. – nie patrz na mnie wzrokiem, wzbudzającym litość, bo i tak nic nie zyskasz! – mogła dodać, ale wolała zamilknąć. Bo komu powinno zależeć? Jej? Czy jemu?

Martwota trwała i trwała, jakby nigdy nie miała się skończyć. 

-Porozmawiamy czy już mogę zacząć się pakować? – rzuciła beznamiętnie przez ramię. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Momentalnie wydobyła z głębi szafy bordową walizkę, którą zaczęła zapełniać rzeczami.
-Dlaczego się pakujesz? – spytał zdenerwowany. – co?

Miriam puściła mimo uszu jego pytanie.

Zapragnęła, by zaczął walczyć o nią, o nich, postanowiła też, że już się nie odezwie ani słowem, jeśli on nie zacznie jakieś sensownej dyskusji. 
-Kochanie, proszę. Nie rób tego. – jak oparzony wstał i objął ją w pasie. – mieliśmy najpierw porozmawiać, zanim podejmiesz decyzje, której możesz później żałować…

-To mów, ja cię słucham. – odparła nie odwzajemniając jego czułości.

Marco spoglądał na nią troskliwie i miłośnie. W ostatniej chwili powstrzymał się przed wpiciem się w jej rumiane naburmuszone usteczka, ale wiedział, że to by tylko pogorszyło sprawę.
-Mam nadzieję, że wiesz, że bardzo cię kocham? – zabrał głos.

Miriam obrzuciła go zirytowanym wzrokiem.
-Na litość boską, Marco! Nie zaczynaj tak rozmowy, bo zaczynam się bać! - wypaliła, wyrywając się na chwilę z jego uścisku, po czym ponownie w niego wpadając.

-Przepraszam, kwiecie wiosny. – uśmiechnął się czule, przytulając się do jej włosów. – dobrze, porozmawiajmy na twoich zasadach. Wszystko bym dla ciebie zrobił… 
-Ha, zrobiłbyś. To zabawne, co mówisz. A dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? Czemu nigdy nie słyszałam nic o twojej siostrze?

-Nie powiedziałem ci, żeby cię chronić. - odpowiedział i chwycił ją za rękę. – Bo wiesz o to chodzi, że… to skomplikowane. Ona… znaczy się niby moja siostra, to… ona nie istnieje. To coś na wzór szyfru, kodu, rozumiesz? - Miriam przytaknęła z uchylonymi wargami. – nigdy nie miałem rodzeństwa, przecież wiesz. A co do reszty spraw, to one są jeszcze bardziej zagmatwane… naprawdę wolałbym, żeby zostało to tajemnicą…

Miriam przeczesała włosy palcami, jakby szukała wytłumaczenia na to, co właśnie usłyszała. 
-Ale, jaki szyfr? Jaki kod? O co chodzi? - spytała z blaskiem w oku. Uwierzyła mu w każde słowo. Poznał to.
-Właśnie o to chodzi, słońce, że nie mogę… 

Momentalnie wyswobodziła się z jego objęć i rzuciła się na walizkę.
-To zadzwoń, gdy będziesz mógł! – rzuciła rozjuszonym tonem, wówczas, gdy mężczyzna przejechał nerwowo przez kark i stanął w drzwiach, prowadzących do przedpokoju. 

-Myślisz, że pozwolę ci odejść? 
-A co potrzebuje specjalnego pozwolenia?!

Z niezapiętą i spakowaną do końca walizką skierowała się do wyjścia. Próbowała go minąć, najpierw lewą stroną, następnie prawą, ale oba podejścia zakończyły się niepowodzeniem. Albo i tak jakby się jej udało, to zostałaby bez walizki. Jednak o takim toku wydarzeń nie było nawet mowy. Marco dobrze spisywał się jako „bramkarz”. 

Z perspektywy osoby trzeciej, sytuacja mogła wyglądać zabawnie.

Jednak Miriam nie było do śmiechu, była zmęczona, głodna… Ostatki swoich sił wykorzystała, by wymierzyć mu policzek. Następnie waliła pięścią i walizką w jego klatkę piersiową – równocześnie z desperacji i rozdrażnienia.

Syczała, parskała, klęła.

Marco stał nieugięcie. Zasłużyłem sobie – myślał.

Ale gdy mijały kolejne minuty, a kobieta nie zamierzała przerwać ofensywy, a ciosy tylko przybierały na sile, zamiast maleć, mężczyzna bez uprzedzenia spróbował wyszarpnąć jej walizkę, ale to nie było takie łatwe. Szarpała się i miotała. W końcu udało się.

Cała zawartość walizki wysypała się na podłogę, a Marco chwycił ją oburącz za nadgarstki i popchnął do tyłu.
-Kocham cię, słyszysz! – zdzierał gardło. 
-Nie wierzę! Jakbyś mnie kochał, to byś mnie nie okłamywał! 

Szarpała się, a Marco próbował nie wypuścić ją z ramion. W końcu zaczęła męczyć go ta cała sytuacja. Jednym sprawnym ruchem, przerzucił sobie ją przez ramię jak worek ziemniaków. Szok kobiety był nie do opisania. Teraz biła go w plecy i zaczęła krzyczeć:
-Puść mnie! Puszczaj! Słyszysz?!

-Nie. Gdy się uspokoisz, to możemy pomyśleć. – odparł spokojnie.
Za kilkanaście sekund dała za wygraną. Przestała się drzeć i zaniechała agresji. 
-Już? – spytał.
-Tsa. – wysyczała i za moment odstawił ją na ziemię.

-Widzisz, czasem potrafisz być posł… - spoliczkowała go. Marco pokręcił głową ze znużoną, lekko zniecierpliwioną miną. 
-A już chciałem ci powiedzieć. – zareagował słownie. 
-Mów! Albo… - zawahała się.
-…to koniec? – dokończył. Nawet nie musiał czekać na odpowiedź. Jej zamglony wzrok powiedział mu wszystko. 

Gdyby wtedy zdecydował się zatrzymać sekret dla siebie, już nigdy by jej nie zobaczył, nigdy już by nie powąchał jej włosów, pachnących lawendą, nigdy już by nie przymierzył swoich dłoni do jej, splótł palców z drobnymi jej palcami… nigdy.

Gdyby.

-Słuchaj. – wziął ją na kolana. – to co zaraz usłyszysz musisz zachować tylko dla siebie. Ani Natalie, ani nikt inny nie może o tym wiedzieć, to bardzo ważne, rozumiesz?
-Oczywiście, Marco. Będę milczeć jak grób. – odparła i zrobiła gest palcami na ustach jakby zapinała zamek błyskawiczny.
-Nie pracuję w tamtej firmie. Nie pracuję również w innej firmie. Należę do tajnej organizacji, która… jakby ci to powiedzieć. Czuwa nad bezpieczeństwem innych ludzi…

-Taki jakby James Bond? – spytała, wymierzając wskazujący palec do góry.
-Można tak powiedzieć... – odparł ze spokojem.
-I tylko tyle? Myślałam, że jakaś mafia czy handel narkotykami… 

Marcus Russell ze śmiechem popukał ją palcem w czoło, na co, ona szeroko się uśmiechnęła.
-Znowu źle? Znowu będziesz mnie bić? – spytał z zadziornym uśmieszkiem. Miriam zachichotała i odetchnęła z ulgą, po czym wtuliła się w jego umięśniony tors.

Wreszcie poczuła, że ma przy sobie tego samego człowieka, któremu przed ołtarzem powiedziała „tak”, któremu zaufała i przy którym nie mogła czuć się bardziej bezpiecznie.

A tym bardziej teraz, gdy już wiedziała. 

Wiedziała, że przez cały czas, sypiała z agentem CIA.


________________


Patrzcie co dla Was mam! Proszę, częstujcie się! Całuję :* /b

3 komentarze

  1. Nie chcę być niemiła, ale DUPA A NIE AGENT CIA. Ciekawa jestem jakie kłamstewka wyjdą w następnych rozdziałach ;>

    Dzisiaj naprawdę nie wiem co jeszcze napisać, więc musisz się chyba zadowolić tymi kilkoma słowami, ale myślę, że sama domyślasz się co bym napisała :D

    Pozdrawiam i czekam na więcej! + błagam! Mesut, Delfina? Mówi Ci to coś? :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie żeby coś ale... Agent CIA?!? No błagam cię... ja pragnę terrorystów. Złch i gorących. Powiedz że ją znów okłamał! Tak! *euforia małego dziecka*

    Znam cię z gold, terrorist and woman no i dopiero osrptatnio odkryłam że piszesz jeszcze to (tak, tak, ogarnięta Leila)
    Pozdrawiam i czekam na next
    L.A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) postaram się ogarnąć i w najbliższym czasie coś tutaj dodać :)

      Usuń

Dzięki, że jesteś! Twoja opinia napędza mnie do działania:)!

© Agata for Wioska Szablonów